Kompakt – mały sklep, który stał się legendą

11/17/2009 Autor: P.Gegnewicz.



Słowem wstępu. Gdy Tomek poprosił mnie o napisanie tekstu o Kompakcie spadło na mnie wręcz z nieba po detalach widnokręgu blade światło strachu :P Dawno nie pisałem nic... dawno, bardzo dawno - 10 czy 15 lat, ha! Jedyne zatem o co proszę, to o wyrozumiałość w momentach, gdy oczy zmienią się w swoiste znaki zapytania.

W zasadzie chciałbym przedstawić tu najbardziej znaczące fakty (te, które uważam za naprawdę ważne), jednocześnie bardzo proszę o zrozumienie, gdy nie wspomnę np. o hitach klasy "Heroin" by Superpitcher czy "2 after 909" by Justus Köhncke, gdyż nie takie są moje intencje. Postaram się przybliżyć kawałek historii Kompaktu jak i jego ważniejsze momenty w kontekście całego labela, a nie jego poszczególnych artystów, którzy odnosili bądź dalej odnoszą, większe czy też mniejsze sukcesy.

Zanim przejdziemy do głównego wątku musimy sprecyzować czym dokładnie jest aktualnie Kompakt.

W kolejności merytorycznej:

- wytwórnia płytowa z outputem na formaty CD/Vinyl/MP3
- agencja zajmująca się dystrybucją katalogów innych wytwórni
- prężnie działający sklep z muzyką
- agencja bookingowa
- promocja imprez

W samym budynku, oprócz sklepu i magazynu, mieszczą się jeszcze kwatery mieszkanie, klubowy parkiet, studio, biura i wspaniała kuchnia ;) Podsumowując, jest to samowystarczalna jednostka skupiająca się, kompleksowo na produkcji, sprzedaży oraz dystrybucji muzyki.

Kolonia, połowa lat 90’ych.

Już nie młodzi wówczas producenci Wolfgang Voigt (znany m.in. jako Mike Ink, GAS, Love Inc, Wassermann) i Jorg Burger (The Modernist, Burger industries, Triola) postanawiają otworzyć pierwszy sklep z muzyką techno w Kolonii. Warto też nadmienić, iż do tego momentu byli to już ludzie o szerokiej rozpoznawalności na skalę wręcz europejską – wydawnictwa dla Warp (Mike INK), support od większości ówczesnych didżejskich gwiazd (Sven Vath, Mate Galic), czy fakt, że mieli za sobą masę zrealizowanego materiału w liczących się niemieckich wytwórniach pod najrozmaitszymi pseudo, czynił ich ludźmi ze sporym dorobkiem i jeszcze większym doświadczeniem.

Powstaje więc sklep i jak wieść niesie zjawia się nagle człowiek, który już za moment będzie jednym z lepiej rozpoznawalnych na świecie niemieckich didżejów, z całkowicie otwartym umysłem na wszelakie muzyczne kategorie - Michael Mayer. Mayer na samym początku zajmował się promocją małych imprez w kolonii i prawdopodobnie wraz z alternatywnym pismakiem Tobiasem Thomasem (aczkolwiek akurat ta informacja jest nie potwierdzona) pełnił rolę didżeja, jak i po godzinach, w domowym zaciszu... producenta.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej osobie, która wydaje mi się dostatecznie zasłużona dla kolonijskiej sceny, mianowicie panu o wdzięcznym pseudo Dr.Walker (Air Liquide, Madonna 303) Otóż Dr.Walker, miłośnik muzyki elektronicznej i
kolekcjoner rzadkich instrumentów/efektów analogowych, świetny producent, przyczynił się prawdopodobnie do ukształtowania pewnego rodzaju brzmienia, który dziś klasyfikowane jest jako tzw. cologne-sound. I nie chodzi mi tu o stronę merytoryczną, lecz jego typowo techniczne walory. Wczesne nagrania Mayera , braci Voigt, czy innych ludzi związanych z Kompaktem, są bardzo charakterystyczne – praktycznie takie same. Dlaczego ? Wniosek wydaję się być bardzo prosty... Nim powstał sklep, wszyscy oni spotykali się w legendarnej już piwnicy Dr.Walkera, gdzie wspólnie eksperymentowali z muzyką i brzmieniem. Walker był właśnie tą osobą, która zapewniała nowy, nieznany sprzęt (często bardzo unikalny) oraz techniczny support. Dziś bardzo rzadko wspomina się o nim... praktycznie w ogóle. Co ciekawe sam Michael Mayer ma raczej niezbyt pozytywny stosunek do niego.

Wróćmy jednak do tematu...

Powstaje więc sklep i jednocześnie wytwórnia płytowa. Co prawda zostają wydawane pierwsze własne winyle i praktycznie cała dyskografia Wolfganga Voigta - ta, którą wydawał własnym sumptem, pod wymyślonymi labelami i jego fikcyjnymi artystami. Pojawiają się takie talenty jak rzekomy współzałożyciel firmy, niejaki Jurgen Paape, który na dobrą sprawę jest pierwszym artystą wydającym całkowicie nowy, premierowy materiał. Jest Dettinger, jak również stawiający wtedy swoje pierwsze kroki, a aktualnie bardzo osławiony Matias Aguayo, wraz z Dirkiem Leyersem, tworzący Closer Musik. Ale nadal nie dzieje się nic co zwróciłoby oczy Europy na Kompakt.

Przełom następuje wraz z pojawieniem się w 2002 roku miksu Michael Mayera pt. "Immer". Media szaleją, ludzie są zachwyceni, a wszyscy patrząc na ten "mały koloński sklep", zaczynają dostrzegać drzemiący w nim potencjał. Jest pierwszy sukces!

"Immer", miał być z założenia miksem, który łączyłby w sobie rzeczy klasyczne z tymi nowszymi. W rzeczywistości stał się znakomicie przemyślaną, konceptualną płytą, której prawdziwym zadaniem było promowanie tego „Kolońskiego spojrzenia na muzykę techniczną”. To chwyciło... Ludzie już z jednej strony, wydawałoby się byli bardzo zmęczeni starymi płytami z Detroit, z drugiej house’owymi pierdami z gospelowymi wstawkami w środku, a także klasycznym klikowym minimalizmem, który nieprzerwanie od 1997-8 wypływał na szersze wody by osiągnąć swe apogeum w latach 2000-2003. To, co Mayer zebrał i połączył ze sobą można uznać praktycznie za "ambitną muzykę klubową", łatwo przyswajalną przez szersze masy, nie koniecznie lubujące się w typowo technicznej muzyce. Powszechne stało się przechodzenie z popularnego rytmu 4/4 w tzw. schaffel, dający złudzenie łamanego 3/4. Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że to "pop”, lecz w bardzo dobrym i pozytywnym znaczeniu tego słowa!. W tamtych czasach padały również, różne inne tagi, określające tą muzykę. Z zewnątrz były to np. neo-trance, post-techno, po te wypływające od samych twórców, heroin-house czy cologne-techno.

Od tamtego momentu do końca roku 2007 nie działo się praktycznie nic poza wydawaniem wspaniałej muzyki, masy świetnych eventów, pokaźnej liczby nowych artystów. Niestety nic nie trwa wiecznie...

W połowie roku 2008 zaczyna dziać się coś niepokojącego. Wytwórnia, która dotychczas stawiała na najwyższej klasy muzykę klubową, która potrafiła skupić wokół siebie wszystko to, co najpiękniejsze w środkowo-europejskiej w elektronicznej kulturze, nagle zaczyna interesować się prymitywnymi dźwiękami z ulic Ameryki Południowej.

Najpierw z nowym pomysłem startuje sam protoplasta owego zamysłu, Matias Aguayo ze swoim hitem „Minimal”, który w bardzo skuteczny sposób wyśmiewa całą scenę minimal-techno. Następnie wydana zostaje epka Walter Neff, na której możemy usłyszeć już więcej tego, co nas czeka za moment. Powstaje label Cómeme z paletą „barwnych artystów”, który jest wręcz wielbiony przez samego Michaela Mayera. W zasadzie nie byłoby nic w tym niepokojącego prócz drobnego faktu, iż Mayer to praktycznie główna osoba, która odpowiada za materiał wychodzący w Kompakt i ma znaczący wpływ na kreowanie wizerunku wytwórni... niestety.

Na dzień dzisiejszy, pozornie wszystko wygląda po staremu, ale wierzcie mi .. już za moment ten Kompakt, który znacie, może stać się jednym wielkim śmietnikiem dla pseudo artystów zza wielkiej wody. Mega promocja już trwa! Z tego co wiem, już zaczął się masowy werbunek „artystów” z ulic Buenos Aires... ale poczekamy, zobaczymy...

Mam jednak nadzieję, że Ci, którzy odpowiedzialni byli za te dobre początki wytwórni, będą mieli trochę więcej do powiedzenia.

Dwa przykłady materiału z Cómeme





Oczywiście są to śmieszne rzeczy, i faktycznie można je traktować w kategorii dowcipu, tylko co wtedy, gdy dowcip bierze górę nad ambicją i pięknem ?

Przeraża mnie fakt, iż znajdzie się wiele osób, które te bezlitośnie głupie dźwięki skategoryzują jako maksymalnie świeże, rozwojowe - vide Michael Mayer (miałem akurat przyjemność z nim wymienić poglądy na ten temat, więc to nie jest plotka, a szczera prawda!)

Czy faktycznie jest sens niszczyć to wszystko nad czym pracowano tyle lat? A może sama w sobie formuła stała się przestarzała i mało atrakcyjna? Nie mam nic przeciwko osobistym poszukiwaniom nowych form pod warunkiem, że jest to konsekwentna droga rozwoju począwszy od punktu wyjścia, i że jest to nadal praca o wysokiej jakości merytorycznej i technicznej.

Najnowszy album Matiasa Aguayo "Ay Ay Ay” zdaje się potwierdzać kompletną destrukcję jego korzeni na rzecz własnego „widzimisię” (czy jak co niektórzy wolą na rzecz własnych poszukiwań). W zasadzie album ten mógłby wydać każdy artysta ze wspomnianego labelu Cómeme. Zastanawia mnie tylko, gdzie w takim razie podziała się „prawdziwość” artystycznych intencji Matiasa!? Prawdopodobnie za pare lat usłyszymy jeszcze coś nowszego, ale sądząc po obecnym poziomie będzie to jeszcze większy zamach na jakość i esencję dobrej muzyki.

To w zasadzie tyle, a na sam koniec dodam tylko, że zaprezentowałem tutaj tylko i wyłącznie swój punkt widzenia i nie wszyscy muszą go podzielać. A w zasadzie nikt...

Ja po prostu jestem tylko starym fanem Kompaktu.

Jedne z lepszych momentów wytwórni (naszym zdaniem - przyp. Tomek)

Closer Musik - 1 2 3 No Gravity
Phong Sui - Wintermute (Burger/Voigt Remix)
Grungerman - Fackeln Im Strum (jako przykład wspomnianego "shaffel" - przyp. Tomek)
The Rice Twins - Can I Say

4 komentarze:

  1. Dizzy Trouble pisze...

    kurcze, tytul posta sugerowal ze bedzie z pasja, a niestety zaserwowal nam autor dosyc radykalna krytyke wszystkiego co nie jest rdzennym kolonijskim brzmieniem. czemu? o co chodzi? przyznaje sie szczerze, nie sledze tego co sie dzieje teraz z kompaktem; chociaz nie, slyszalem ostatnio kompilacje nr 10 (czy cos takiego) i nie podpasowalo mi. ale skoro decydujesz sie na pisanie o tym ze kompakt stal sie legenda, to czemu nie napiszesz dlaczego, zaraz tym innych, okaz troche tej pierdzacej hausowej milosci ;) bo jedyne co zapamietalem po przeczytaniu tego posta/artykulu/rozprawki to to ze kompakt to syf, a chyba nie o to chodzilo. mniej suchych faktow wiecej emocji, bo po to chyba jest muzyka?

    ps.
    big luv dla paapego i mayera

    ps.2
    swoja droga to idealny moment zeby dzieciaki zasluchujac sie teraz w piszczalkach z dirtybird, soundpellegrino etc. poszerzyly swoje horyzonty o scene kolonijska ;) nie chce zabrzmiec jak jakis ultras bo najdalej mi do niego. hehe.

    wielka 5, ale nastepnym razem WIECEJ EMOCJI!!!

  2. P.Gegnewicz. pisze...

    ... no wlasnie tego sie obawialem .. no ale coz .. po krotce - moje stanowisko.

    Rozumiem iż czasami wystarczy jedna niepozytywna sentencja by całość potraktować "na nie" , czasami wystarczy jedno zdanie z ktorym nie zgadzamy sie by reszte potraktowac juz z uprzedzeniem ...

    dlaczego Kompakt stał sie legenda ? .. przeciez wszystko jest w tekscie (wczytaj sie dobrze , a nie wyłapuj rzeczy które Ci sie nie podobaja) to po 1 ...

    po 2 ... cały tekst poświęcony jest wytwórni , jeśli mialem i mam obawy ze , za moment level który wypracowali przez wszystkie te lata ulegnie destrukcji chyba są w tym jakies emocje czy nie ? ..
    czy posluchales wogole selekcji utworow ze zlotych lat kompakt i zestawiles je z materialem z Cómeme ?
    po 3 .. House z gospelowymi popierdziawkami zawsze był i bedzie dla mnie nędznym schematem który potrafi stworzyć każdy .. oczywiśćie nie mówimy tu o herosach klasy Moodyman, czy Rick Wade itd .. nie .. mówimy o całym tym zastępie bezmyślnych producentów którzy samplują te same vinyle, i robią dokladnie tak "jak ten co tak fajnie brzmi" - nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi

    po 4 .. w ani jednym momencie nie pada stwierdzenie iz kompakt to syf , pada tylko "zmartwienie" powyższym stanem rzeczy - ktory jak zreszta napisalem nie jest do konca przeciez przesądzony ..:)

    W każdym bądź razie .. pozdrawiam Cie-m ;) ..

  3. Dizzy Trouble pisze...

    nie mam zastrzezen do samej tresci/przekazu tylko forma moze byc nieczytelna dla osob ktore totalnie nie znaja tego zjawiska. tomek mowil mi ze jestes autorytetem w tej kwestii i masz co przekazac, nie staral bym sie w zaden sposob podwazyc tego co napisales. chodzi tylko o forme.

    a traki znam, dzieki tomkowi ;)

    hejho i oby bylo wiecej :)

    PJONA!

  4. Stadtkind pisze...

    Rebolledo - rzeczywiście bieda.

Prześlij komentarz