Life of Leisure

11/07/2009 Autor: Tomek



Ernest Greene w ostatnich miesiącach zrobił sporo zamieszania swoim projektem Washed Out. Tak się akurat składało, że miałem okazję więcej o nim czytać niż obcować z jego twórczością. Znałem Toro Y Moi, przebrnąłem przez debiut Wavves, a balearyczna Szwecja nie była mi obca (Studio, Beach Club, The Tough Alliance czy The Embassy). Do tego podzielałem miłość do klasycznych modeli Vansów, deskorolek Powella i nostalgicznej aury wokół brat packowych filmów. Wychodzi na to, że stanowię dla niego znakomity target. Cieszę się.

Debiutancką epką "Life of Leisure" zajarałem się od pierwszych minut. Spokojny beat, oscylujący wokół 100bpm, ciągnące się wokale na tle analogowych synthów i subtelnych gitar. Zbyt organiczne na synth-pop i ciągle zbyt skromne jak na indie-rockowy projekt. Kipiąca od emocji, skąpana w lo-fi sosie, dyskretna podróż, pełna retrospekcji i wyblakłych pocztówkowych widoków.

Washed Out - Lately
Washed Out - Hold Out

photo by Margaret Durow

3 komentarze:

  1. Zambon pisze...

    zdecydowanie jedna z lepszych rzeczy w tym roku

  2. Tomek pisze...

    Druga, świeża kaseta, ze zbiorem raczej nazwijmy to "tematów" niż pełnoprawnych utworów, o nazwie "High Times" równie mocna!

  3. Stadtkind pisze...

    Dopiero niedawno zabrałem się za tą EPkę. Do głowy przyszła mi od razu jedna myśl. Całość ma urok znalezionej gdzieś pośród gratów, starej zapomnianej kasety puszczonej na samochodowym magnetofonie.

    Fajnie się tego słucha jeżdżąc wieczorem po mieście.

    I widzę, że się zgadzamy co do ulubionych momentowa, bo kawałki które wybrałeś, są też moimi faworytami.

Prześlij komentarz