Verdammt, wir leben noch!

11/24/2009 Autor: Stadtkind



Austria to bardzo ponury kraj, chyba najbardziej popieprzony w całej Europie. Nie mówię tego oczywiście w odniesieniu do pojedynczego przypadku papy Fritzla. Jego można by w tym momencie nazwać pieszczotliwie wisienką na torcie. On był produktem społecznych nastrojów i frustracji tego kraju. Nie oznacza to, że każdy Austriak trzyma swoją rodzinę uwięzioną w piwnicy, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu że coś jest z nimi na rzeczy.

Bo kim są Austriacy? Tacy gorsi Niemcy, bo niby Niemcy, a jednak nie. Właściwie kluczową rolę w ich narodowym kompleksie stanowią wciąż wojenne doświadczenie. Czasami mówi się o nich "kryptonaziści". Najpierw wypuścili na świat wujka Adolfa, potem zaś z pocałowaniem ręki przyjęli go u siebie w 1938, gdy przyszedł zrobić "Anschluss". Odpowiedzialność za wojenną zawieruchę spadła na Niemcy, Austriakom się upiekło. Wina jednak głęboko w nich siedzi, tym bardziej że nie mieli tak szerokiej reprezentacji pokolenia '68 u siebie, które niczym biczownicy, z każdym kolejnym uderzeniem coraz bardziej nienawidziło swoich ojców, swojego kraju oraz w konsekwencji także siebie.

To wszystko widać było w twórczości austriackich artystów. Wiedeński akcjonizm z Otto Muehlem na czele, mimo, że był swoistym signum temporis, to jednak ich radykalne działania często wykraczały poza artystyczną kreację. Teatr austriacki drugiej połowy XX wieku, poza wieloma eksperymentami formalnymi, za swoich protegowanych wybrał sobie postaci żyjące na marginesie społeczeństwa - od odludków i dziwaków, przez kaleki i inwalidów po homoseksualistów czy imigrantów.

Do tej barwnej, choć mrocznej układanki pasuje mi też Falco. Mimo, że był artystą typowo popowym, to nie unikał kontrowersji. Pod tym pseudonimem debiutuje zresztą utworem "Ganz Wien", cyniczną i kąśliwą satyrą na zjawisko narkomanii w Wiedniu. Ten Wiedeń zresztą pojawiać się będzie wielokrotnie w jego twórczości. W zasadzie był jedyną megagwiazdą pochodzącą z Austrii, ale mimo wszystko jest w tym jakiś kompleks swojej ojczyzny. A może to ja jestem przewrażliwiony.

Falco lubił mówić o sobie jako o "ojcu chrzestnym białego rapu". Jego specyficzna maniera śpiewania, a właściwie rapowania, na pewno przyczyniła się do jego sukcesu. Miał też szczęście do zdolnych producentów i kompozytorów, dlatego "Der Kommissar" czy "Rock Me Amadeus" stały się światowymi hitami. Falco miał przede wszystkim ogromną charyzmę, dużo poczucia humoru i oleju w głowie.

Kiedyś wydawał mi się być błaznem, dziś z pełną świadomością stwierdzam, że był wirtuozem kiczu. Świadomie grał konwencją, żonglował różnymi motywami, zawsze z lekko przymrużonym okiem, którym łypał do widza uśmiechając na poły poważnie. Czerwony mundur mógł zapożyczyć od Jacksona, ale on nie łapał się za jaja na teledyskach i nie pokazywał z dziećmi. W teledysku do "Wiener Blut" możemy doczytywać się aluzji do "Orgienmysterientheater" Hermanna Nitscha. W klipie do "Naked" pojawia się szympans, który zdobi okładkę płyty Talking Heads o tym samym tytule. Obejrzyjcie więcej klipów - istna orgia pomysłów i dziwnej symboliki.



Falco zręcznie balansował na granicy tandety. Jego kariera nie była jednak wyłącznie pasmem sukcesów. Mimo że udało mu się pobić sukces debiutu ("Einzelhaft") albumem Falco 3, to później jednak zainteresowanie jego twórczością malało. Kilka razy wracał na rynek z nowym materiałem, mniej lub bardziej udanym na poziomie artystycznym. Pomimo, że w 1993 dał najlepszy w swojej karierze koncert, dla 100 tysięcznej publiczności w Wiedniu, to zawsze będzie kojarzony na świecie trochę jako "few hits wonder". Choć trzeba tu zaznaczyć, że "Rock Me Amadeus" była pierwszą i bodaj jedyną niemieckojęzyczną piosenką, która trafiła na 1 miejsce Billboardu w USA.

Dziś to tym bardziej wątpliwe, by wróciło zainteresowanie jego późniejszą twórczością.



Pomimo uwielbienia do groteski, przesady i ostentacji, nie można nazwac Falco pozerem. Trzeba mu oddać, że był naprawdę zdolnym kompozytorem i pozostawił po sobie trochę dobrego materiału. No i był Austriakiem, największa muzyczną gwiazdą XX wieku pochodzącą z tego dziwnego kraju.



Pzdr.
Stadtkind

P.S.
Tytuł posta to jednocześnie tytuł filmu fabularnego o Falco nakręconego w zeszłym roku.

1 komentarze:

  1. Stadtkind pisze...

    Małe sprostowanie. Znajoma słusznie zwróciła mi uwagę, że stwierdzenie "few hist wonder" może brzmieć w tym kontekście trochę krzywdząco.

    Sam jestem świadom, że jest to trochę niefortunne, w tym miejscu miałem jednak na myśli resztę świata poza Austrią.

    Bo to, że w Austrii Falco traktowany jest niemal jak narodowy bohater nie ulega wątpliwości.

Prześlij komentarz