Birdy Nam Nam

1/05/2010 Autor: Anonimowy



Wbrew pozorom ten tekst nie pojawia się przypadkowo, Niedawno miała miejsce polska premiera nowego albumu kwartetu, którego już sama nazwa brzmi jak żart odurzonego dadaisty.Tak brzmi też wszystko, co wydobywa się spod rąk tych francuskich turntablistów.

Crazy B (ex-DJ Alliance Ethnik), DJ Pone (DJ hiphopowego składu Svinkles), DJ Reed i Little Mike, zafascynowani analogowym brzmieniem gramofonów, od połowy lat 90. próbowali się przepchnąć z tym, w czym są najlepsi – absolutnym przearanżowywaniu utworów ginących w sieczących ścieżki melodyczne, skreczach. Pierwszym poważniejszym sukcesem kolektywu Birdy Nam Nam były drużynowe mistrzostwa świata DMC Technics w 2002, gdzie za kompozycję „Abbesses” (bazującą na melodii z „Poney Part 1” Vitalica, uzupełnioną klezmerskimi dźwiękami)) zdobyli pierwsze miejsce. Oj, jak się jarałem się tym miksem parę lat temu! Dalej poszło jak z płatka. Dwa single, a następnie w 2005 pierwsza płyta, zatytułowana po prostu "Birdy Nam Nam”. Wydawnictwo to (wydane w Jive/Epic) jest właściwie manifestem stylu prezentowanego przez ten francuski kolektyw - wyjściową jest eksperymentalny hip hop, wzbogacony o smaczki acid i future jazzowe, miejscami ocierający się także o funk, czy też nawet tradycyjny jazz. Nie brakuje odwołań do klasycznej muzyki klezmerskiej, a same kompozycje toną w dźwiękach akordeonów, trąbek czy też kontrabasu.

W styczniu 2009 pojawiło się ostatnie wydawnictwo „Manual For Successful Rioting”, odchodzące od tradycyjnej stylistyki BNN, zwracającej się w stronę electro (rychło w czas, prawda?) Tu panowie nie trafili jednak w sedno, robiąc malutki ale jednak, krok wstecz. Płyta dobra, choć nie wybija się spośród obszernej francuskiej sceny która już przecież też zaczęła się zmieniać, topiąc się w swoim własnym, gęstniejącym electro-sosie. Na tle wszystkich utworów wybija się jednak „Red Down Rising”, nieco zachowany w znanej nam wcześniej stylistyce oraz najgłębiej wytłoczona ścieżka na tym winylu. Genialny utwór „The Parachute Ending” – niepokojąca, kompozycja rozpoczynająca się miarową perkusyjną stopą na którą nałożno partie klawiszy przywołujące barwę retro elektroniki z lat 70., oraz przetworzonymi wokalizami. Stopniowo rośnie napięcie utworu, przechodząc w motoryczny bit. Przy produkcji utworów palce maczali chociażby goście z Justice, a kolorytu dodaje wideo, za produkcje którego zabrał się sam Will Sweeney, bazując na swoich pracach jeszcze z lat 70). Teledysk polecam zwłaszcza takim dzieciakom jak ja, w szczenięcych latach z wypiekami wpatrującymi się w kolejne odcinki starego „He-Mana”.



W 2009 roku, podczas warszawskiego Free Form Festival, odbył się pierwszy polski koncert BNN, na którym zaprezentowali się ponoć świetnie. Mi niestety nie udało się tam dotrzeć. Mam jednak nadzieję że szybko powrócą do naszego kraju.

Mark Nox

2 komentarze:

  1. Invent pisze...

    electro graja dobre kilka lat juz. jako,ze lubilem ich w czasach kiedy sam bylem battle-djem i lubie electro kupilem ich lp...no i jestem zawiedziony:)

  2. Tomek pisze...

    Zdecydowanie o 4 lata za późno.

Prześlij komentarz