Levon Vincent

2/25/2010 Autor: Stadtkind



Levon Vincent jest z Nowego Jorku. Ta informacja wystarczyła mi, by się nim zainteresować. Dobrze, zgrywam się w tym momencie, ale czy na was nie działa magia tego miasta w podobny sposób? Gdy dowiaduję się o istnieniu jakiegoś twórcy i odkrywam, że pochodzi lub jest związany z Nowym Jorkiem, czy dajmy na to ze Berlinem, to od razu, nawet jeśli nieznacznie, zmienia się moja perspektywa spojrzenia. Ja wiem, że to czysto stereotypowe myślenie, ale przecież nasze subiektywne oceny w dużej mierze opierają się na całych zespołach skojarzeń, a komu z nas Nowy Jork nie kojarzy się pozytywnie?

Właściwie to przyjrzałem się bliżej sylwetce Levona Vincenta po jego występie w Warszawskiej Tombie Tombie aka Usta Mariana. Pierwszy numer na jaki trafiłem to było "These Games" i od razu zostałem kupiony. Okazało się, że gość zajmuje się muzyką tak długo, ile ja mam lat. Zakładam, że zna nowojorską scenę od podszewki, skoro bawił się u boku Nickiego Siano czy Frankie Knucklesa. Czytając jego wypowiedzi dowiaduję się o "pre-Guliani dance-friendly 90's", zaś "the latter half of the 90s was pretty weak in Ny". Wtedy właśnie Levon zajął się zgłębianiem technik produkcji.

Początek ostatniej dekady to dla niego nowy rozdział. Zakłada własną wytwórnię MoremusicNY i wydaje swój pierwszy deep housowy numer. Obecnie należy do ekipy Underground Quality, wydaje dla Deconstruct Music oraz prowadzi swój własny label Novel Sound. Należy do świata, który mi jako młodemu wilczkowi na scenie, jest wciąż obcy. Wydawnictwa na winylach, umiarkowana promocja, brak blogowego zamieszania czy manipulowania wizerunkiem - tylko house! Brzmi anachronicznie? To chyba esencja tego w kulturze anglosaskiej nazywa się "generation gap".

Produckje Vincenta to house, techniczny, lecz jednocześnie głęboki, z hipnotycznym groove. Surowe, nieco metaliczne brzmienie, pełne jest aluzji do klasyki gatunku, brzmiąc intrygująco i nowocześnie. Może to po prostu kwestia postępu technologicznego w produkcji, także dziś wszystko brzmi głośniej i dynamicznej, pozwalając częściej wyłapywać smaczki, które niegdyś dochodziły do głosu tylko przy odpowiednim nagłośnieniu, a może mi się tylko wydaje.

Na zaostrzenie apetytu wspomniane "These Games".

Levon Vincent - These Games


Pzdr.
Stadtkind.

P.S. Gość się naprawdę fajnie nazywa!

0 komentarze:

Prześlij komentarz