Eau De Cologne

1/09/2011 Autor: Tomek



Schyłek lat 90 był moim zdaniem dla koloni jednym z najciekawszych muzycznie etapów. To właśnie do tego okresu powracam chyba najchętniej, wertując swoje domowe archiwa. Kreowanie się nowych dźwiękowych idei, dziesiątki nowatorskich projektów, niczym nieskrępowane eksperymenty z muzyczną spuścizną... oraz co najważniejsze dla tego regionu - zmiana profilu Kompaktu z lokalnego sklepu płytowego, w globalnie rozpoznawalną markę, wydającą i promującą najciekawszych twórców. Za sprawą wydawałoby się jednego "biznesowego" posunięcia cała tamtejsza scena łapiąc wiatr w żagle wypłynęła na światowe wody muzycznego rynku, stając się poważnym zagrożeniem, a może raczej konkurentem dla takich zagłębi jak Berlin, Detroit czy Chicago. Choć początkiem dekady można było odnieść wrażenie, że tamtejsza scena wzbiła się już na swoje wyżyny, wystarczająco... a wszystkie kolejne muzyczne odsłony będą po prostu powielaniem wypracowanych już wzorców i odcinaniem kuponów od tego zaskakującego sukcesu. Nic bardziej mylnego. Kilka luźnych wypowiedzi Michaela Mayera na temat muzyki techno i pop, inspiracji latami osiemdziesiątymi oraz łączenia tego w logiczną całość w dużej mierze przyczyniło się do wyznaczenia nowego kursu, czy nawet ustaleniem pewnych wytycznych dla całych rzeszy tamtejszych producentów.

Choć już w połowie lat dziewięćdziesiątych Wolfgang Voigt wplatał w swoje kompozycje fragmenty Roxy Music, Queen, soft rockowych klasyków, kwitując to we wkładce do albumu "Life's A Gas", nagłówkiem No Copyrights Necessary, to nie było można tego traktować jako coś więcej, niż tylko pewne rozliczenie się z muzyczną historią. Ot, pojedynczy "wybryk" wszechstronnego twórcy, chcącego uchronić kilka szlagierów przed zapomnieniem. Potrzeba było jeszcze paru lat aby tamtejsi artyści bez większych uprzedzeń zaczęli sięgać po partie wokalne i traktować muzykę środka jako punkt odniesienia, w konsekwencji czego wyzbywając się pewnej hermetyczności muzyki spod znaku techno i tech-house.

Balansując,czy nawet przekraczając granicę dobrego smaku tacy artyści jak Jörg Burger, Jürgen Paape, Justus Köhncke, Mattias Aguayo czy Stefan Schwander tworzyli muzyczne kolaże pełne zapożyczeń, odwołań i oczywistości muzyki pop. Sięgano do muzycznych archiwów - choć nie zbyt głęboko. Inspiracji również szukano bardziej po sąsiedzku. Pet Shop Boys, Kaylie Minogue, Giorgio Moroder, New Order, ABC... do tego cała spuścizna po euro-dance czy italo-disco. Całość wyzbyta piętna soulu i funku, często tak charakterystycznego dla chociażby amerykańskiego house'u, tworzyła zupełnie nową jakość, stając się zarazem ich kartą przetargową na ówczesnej scenie muzycznej.

Nie chciałbym w tym przypadku również generalizować, bo przecież zjawisko nakreślonej tutaj formuły nowoczesnego niemieckiego techno-popu nie było normą dla całej koloni. Wspominam akurat o tym gdyż ten wyjątkowo urokliwy okres, a zarazem muzyczny epizod budzi we mnie dalej sporo emocji, prowokując do dalszych poszukiwań. I nie chodzi tutaj też o jakąś nostalgię czy sentymentalne podróże do początku dekady. Sięgając dalej - do lat osiemdziesiątych, w nowszej techno odsłonie.

Sentymentalizmu wyzbyłem się już jakiś czas temu, lecz ta chęć skosztowania atmosfery tamtych lat, jakimś cudem we mnie pozostała.

Michael Mayer - Amanda
Love Inc - Lady Democracy
Pop Up - 3 (Mix 1)

0 komentarze:

Prześlij komentarz